niedziela, 20 maja 2018

Żel rozpuszczający naskórek ? No nie wiem ...

Hej ;) 

Długo czekałam na ten weekend, który wprawdzie u mnie rozpoczął się dopiero dziś ! ;) I potrwa do jutra południa ! :D Ale zawsze coś ! ;D Dopada mnie ostatnio deficyt sił, z którym chcę czy nie chcę muszę walczyć! Najczęściej przy trzeciej kawie o nim zapominam ! ;) Ale przecież przy tak pięknej niedzieli nie będę Wam marudzić o moich spadkach formy ! :D Przychodzę z ciekawszym tematem ! :D Jakiś czas temu na Instagramie pojawiło się małe bum na pewien kosmetyk, z nutą sceptyzmu myślę " Sprawdzę , kupię , zobaczę ! " A że nadarzyła się dobra okazja, bo w SuperPharm była wtedy na niego promocja to szybko wpadł mi do koszyka ! :)

Sunew med - Żel rozpuszczający naskórek 


Uwierzcie że z dużą ekscytacją i równie dużą nutą sceptyzmu podeszłam do tego kosmetyku ! Bo jak żel ma rozpuścić naskórek ? JAK pytam ! I gdy tylko dotarła do mnie paczuszka, od razu zabrałam się za testowanie ! Bo jak jak jak ! No i pierwsze użycie, patrzę , hmm zwykły żel . Zobaczymy !! Masuję buźkę tak jak producent zalecił, przez myśl mi przechodzi że wątpie by to domyło buźkę ale daję szansę ! I po paru chwilach tego mojego wewnętrznego monologu zaczęło mi się coś kulkować pod palcami ! I coraz więcej i więcej !! Normalnie naskórek zaczął mi się kulkować pod palcami ! Wyobraźcie sobie moją minę przed lustrem :O 


Stosując kosmetyk najbardziej zależało mi na wygładzeniu skóry , likwidacji  zaskórników i ujędrnieniu skóry ;D Przebarwienia mnie nie dotyczą, zmarszczki w sumie jeszcze też nie ! 
Moja cera obecnie jest w dość kiepskiej formie, prócz zaskórników pojawiają się też ropne mało atrakcyjne koleżanki. I o ile żel świetnie oczyszcza buźkę, wypędza zaskórniki, o tyle z ropnymi sobie nie radzi - ale to już grubszy kaliber i wcale tego nie wymagam. Cerę mam mimo tych wielu wyprysków, dużo gładszą ! Jest pełna blasku . Mięciutka i przyjemna w dotyku. Jestem oczarowana tym żelem . Dodatkowo zauważyłam że koloryt skóry jest jakby równiejszy ( nigdy nie wiedziałam że mam z tym problem ! :D ) . I cera jest jaśniejsza, bardziej świetlista.


Dodatkowo żel bardzo ładnie matuje cerę. Makijaż trzyma mi się znacznie dłużej i lepiej ! Jest trwalszy i wygląda dużo estetyczniej !
Ten żel rozpuszczający naskórek zawitał w mojej pielęgnacji i zostanie na bardzo długo ! 
Powiem Wam jeszcze, że moja mama też jest nim oczarowana, od lat boryka się z przebarwieniami ! I mówi że w końcu zaczynają być mniej widoczne ( a jeżeli macie w swoim otoczeniu osobę z przebarwieniami wiecie jak ciężko się z tym walczy,  ile specyfików się stosuje, aż później " zaprzyjaźnia " się z nimi, bo nie ma na nie rady ).  Polecam wypróbować każdemu ! 
Żel stosuję 2 czasami 3 razy w tygodniu, nie częściej. 
Jeżeli macie możliwość to przetestujcie to cudo !;)

Znacie ?
Lubicie ?
Dajcie znać ! :*

wtorek, 15 maja 2018

Ośmiornica w pielęgnacji ? Dlaczego nie !?

Hej ;) 

Z marką Tony Moly, spotkałam się dwa razy. Nie wiem czy pamiętacie, miałam sztyft pod oczy od słodkiej Pandy, oraz plastry pod oczy. Jedno wielkie rozczarowanie , za nie małe pieniądze. Zastanawiacie się pewnie dlaczego więc znowu sięgnęłam po kosmetyk tej marki, skoro po tych dwóch razach się do niej zraziłam? A no krem o którym chcę Wam dziś opowiedzieć, wygrałam w jednym rozdaniu. Z pewnością sama bym nie sięgnęła po kosmetyki tej marki ponownie ;) 
Jesteście ciekawi czy zmieniłam swoje nastawienie do Tony Moly ? Czy może moja niechęć do nich się pogłębiła ?

Krem do przetuszczającej się skóry Tako Pore Tony Moly


" Tako Pore Sebum Control Gel Cream to skuteczna broń marki Tony Moly wymierzona w przetłuszczoną, błyszczącą się twarz! Broń ta ma formę żelu, który powstał przede wszystkim z myślą o osobach z tłustą cerą, ponieważ jego głównym działaniem jest redukowanie nadmiaru sebum. Żel jednak nie tylko wchłania łój skórny i kontroluje jego nadprodukcję, ale też odpowiednio nawilża i odżywia skórę, która wygląda odtąd zdrowo i świeżo, ponieważ sam żel nie pozostawia na niej tłustego filmu czy niekorzystnie wyglądającego połysku."


Owy krem wygrałam już jakiś czas temu. Bardzo długo leżał i czekał aż w końcu po niego sięgnę. A wszystko przez moją niechęć, mimo że jak większość kosmetyków Tony Moly ma urocze opakowanie to tym razem mnie wcale nie kusiła !  Ale nadszedł i jego czas. Zanim przeczytałam co ta ośmiornica kryje, otworzyłam, powąchałam i pomyślałam ooo jakaś maska. A okazało się że żelowy krem ! Myślę " okej ! spróbujemy ! " No i zaczęłam ! Niechętnie, z grymaśną miną ale zaczęłam używać ! :D Mimo początkowej niechęci spodobała mi się ta forma kremu. Żelowy krem wydał mi się idealny na obecną porę roku, że nie obciąży, że będzie lekki . 
I tak też było ! Bo bardzo fajnie moja skóra go przyjmowała ! Nie obciążał . Nie spływał .


W sumie to ... nie robił nic ! 
Był ot tak sobie, i ... lekko się kleił po " wchłonięciu" . Wszystkie te zapewnienia, że reguluje wydzielanie sebum, łoju są bzdurą. Owszem, on je zaklejał. I może i twarz nie wydzielała go dużo, bo po prostu była zaklejona ! Czułam trochę taki efekt niedomytej twarzy po masce. Albo czasami tak miałam jak używałam masek peel off i niedokładnie gdzieś ją ściągnęłam. Nawilżenie ? Odżywienie ? Oj nie zaobserwowałam .
Krem za który mamy zapłacić nie małe pieniążki, jest mało wydajny, już abstrahując że nie wnosi kompletnie nic do naszej pielęgnacji. 
Mówię to ja posiadaczka cery tłustej, która po przeczytaniu zapewnień producenta nawet się ucieszyłam, bo myślałam że może okaże się strzałem w dziesiątkę ;)
Niestety kolejny kosmetyk od Tony Moly ląduje w bublach ;/ 

A jakie Wy macie doświadczenia z tą marką ?
Spisuje się u Was ?
Czy tak jak w moim przypadku zachwyca mnie jedynie desingerskim wyglądem ? 

Ściskam Was ;*

piątek, 11 maja 2018

No to jagoda czy malina ?

Hej ;) 

Witajcie wieczorową porą ! Myślałam, że dziś już nie uda mi się tu wpaść ! Wróciłam z pracy bardzo późno i bardzo padnięta ! Ale moje silne postanowienie systematyczności tutaj, sprawiło że jestem ! I mam dla Was sztosik ! Chodźcie tak na dobranoc poczytać ;*
Najgorszy okres dla skóry dłoni mam już za sobą. Moje ręce nie lubią szczególnie jesieni i zimy. W tym okresie wołają o pomstę do nieba. A ja muszę się nieźle nagimnastykować, żeby dać im dostateczną dawkę nawilżenia. Ale, nie jest też tak, że jak nadchodzi wiosna i lato to zapominam o nich ;) Moje dłonie cały czas na rażone są na czynniki negatywnie wpływające na ich kondycję ;) Więc dbam o nie cały czas ;) 
 Neutrogena - Odżywczy krem do rąk z jagodą północną / nordycką maliną.


Marka Neutrogena jest bardzo bliska mojemu sercu. To ich balsamy ratowały moją przesuszoną skórę zimą, to ich peelingi do twarzy dbały o zdrowy wygląd mojej buźki, to ich kremy do stóp ratują przed nagniotkami, to ich kremy do rąk.... no właśnie co z tymi kremami do rąk ?
Klasyczna wersja Neutrigeny do rąk jest dla mnie bliska i zawsze mile widziana, ale gdy tylko zobaczyłam tą jagódką nie mogłam przejść obok. No właśnie, Nordic Berry to Północna Jagoda ;D A spotkałam się że jest to Nordycka malina :D No nie wiem jak zwał tak zwał !


Krem zamknięty w klasycznej tubce stojącej na głowie. Z łatwością wydobędziemy resztki kremu, jest z mięciutkiego plastiku. Pachnie bardzo delikatnie, malinowo , jagodowo :D A działanie ? Cóż, nie mogło być inaczej Neutrogena jak zawsze okazała się sztosem ! Obecnie ręce kremuję raz na jakiś czas  ( czyt. nie co godzinę, nie codziennie !! ) . Nawilżenie jakie zapewnia mi krem starcza na prawdę na długo. Co dziwne, czasami po umyciu rąk czułam ściągnięcie i musiałam sięgać po kremy, teraz już praktycznie nie mam tego efektu ściągniętych dłoni. Poziom nawilżenia utrzymuje się na na prawdę wysokim poziomie. Do tego dłonie są mięciutkie i ładnie wyglądają ;) 
Myślę że na dłuuuugo zagości on w mojej torbie , kosmetyczce ;)
Jest to kolejny produkt Neutrogeny który spisał się u mnie na medal ! 
I wiecie co , spisze się on idealnie dla tak wymagających dłoni jak moje, jak i dla mało wymagających. Wchłania się bardzo szybko, nie pozostawia tłustego filmu, nie brudzi ! 
Jest bardzo wydajny. 
Ideał no ♥

A Wy jak dbacie o swoje łapki ?
Dajcie znać ;*

poniedziałek, 7 maja 2018

Collistar - peeling solno-cukrowy.

Hej ;)

Wiosna zadomowiła się już na dobre ! Lato, jeszcze dwa kroki i będzie pukać do naszych drzwi ! 
Nie mogę się już doczekać ;) Cudownie jest wejść w ten piękny okres z gładką skórą ;) A do tego niezbędne są peelingi ! Jak jesteście ze mną dłużej to wiecie że kocham wszelakie ! ;) Jednym z moich ulubionych jest peeling kawowy handmade  ♥ Ostatnio stojąc w sklepie mruczałam do siebie na widok peelingów z Collistar *-* Pomruczałam i poszłam, puszczając mimochodem, że byłoby fajnie mieć Go na swojej łazienkowej półce ;) 
Czasami zdarza się że mój M. słucha tego co mruczę sobie pod nosem, i ... spełnia moje małe i duże zachcianki ; ) 
I tak oto w moich łapkach znalazł się Drenujący peeling solno-cukrowy do ciała Collistar .


Uwielbiam mocne zdzieraki, najczęściej wybieram cukrowe, bo te najbardziej lubię, ale pokusiłam się o solno - cukrowy ;) Bardzo się ucieszyłam jak dostał się w moje rączki ;) Gdy go otworzyłam to ... uderzył we mnie ziołowy zapach ! I to bardzo mocno !! W pierwszej chwili bardzo mi się to nie spodobało, gdyż nie jestem zwolenniczką takich zapachów. Wybieram słodkie , czasami owocowe , czekoladowe , kawowe . Ziołowe omijam szerokim łukiem. Ale, przecież marzyłam o nim ! Więc nie czekałam zbyt długo tylko wskoczyłam pod prysznic .


Po otwarciu widzimy oddzielone olejki od mieszanki cukru i soli. Musimy porządnie wymieszać, żeby połączyć olejki z cukrem-solą. Jest bardzo treściwy ! Pod rękami czuje się te wszystkie cudowne drobinki ! Masaż tym peelingiem to czysta przyjemność ! Jest to bardzo dobry, mocny zdzierak. Idealnie wygładza skórę. Jednocześnie ładnie ją nawilżając. Skóra po zastosowaniu jest mięciutka, gładka , przyjemna w dotyku. Nie potrzebujemy korzystania już z balsamu do ciała. Ciało jest dostatecznie nawilżone i odżywione. Wygląda zdrowo ♥


Pewnie zastanawiacie się co z tym zapachem ! Jak to przetrwałam ! Powiem Wam , że czasami zaskakuję sama siebie. Gdy tylko zapach we mnie uderzył czułam, że może nie być między nami miłości. Ale podczas używania peelingu, nigdy nie czułam się tak odprężona, nie czułam się tak spokojna, wyciszona. Zawsze uważałam że aromaterapia jest nie dla mnie. Że na mnie nie działa. A okazało się , że dzięki peelingowi odkryłam w sobie, pociąg do aromaterapii. W moim życiu od jakiegoś czasu jest bardzo dużo pracy,  czasami nie wyrabiam się na wszystkich zakrętach, czasami jestem rozdrażniona, zdenerwowana. I nie sądziłam, że peeling pomoże mi to wszystko ukoić ;) 
Nie mówię, że przekonałam się do ziołowych zapachów. Ten zaakceptowałam, polubiłam ze względu na działanie. Collistar skradł moje serce. Pokochałam Go. I ubolewam z każdym użyciem że jest go coraz mniej ;D Gdyby był troszkę tańszy to zrobiłabym porządne zapasy ! ;D A mam ochotę wypróbować inne warianty ;) 

A Wy jakimi peelingami się rozpieszczacie ? 
Jakie zapachy lubicie najbardziej ? 
Czy tak jak ja nie jesteście zwolenniczkami ziołowych ? Czy wręcz przeciwnie ? 
Dajcie znać ;*

środa, 2 maja 2018

LUSH - Dark Angels

Hej ;) 

Odkąd bloguję, posiadam trzynaście tysięcy chciej list ;) Zwykle jest tak, że ona ciągle rośnie , rośnie i rośnie ! ;) Staram się z nich "wywiązywać" . Ale czasami jest tak że mi " przechodzi" chęć posiadania i spróbowania danego kosmetyku ! Ale od x czasu, zachwycam się kosmetykami LUSH. Mieszkając w Białymstoku nie miałam dostępu do nich, odkąd mieszkam w Niemczech to mam go pod nosem. I gdy odwiedzałam go milion razy i nie mogłam się na nic zdecydować, albo chciałam po prostu wszystko, to zwykle wychodziłam z niczym !! I tak wyglądały moje wszystkie wizyty w LUSH-u. Ale w końcu myślę, nie no idę ! Idę i wyjdę z CZYMŚ ! :D I spędziłam w pięknych zapachach mnóstwo czasu i zdecydowałam się na DARK ANGELS ! :) 



Dlaczego zdecydowałam się na ten kosmetyk ? 
Jestem posiadaczką cery tłustej, więc węgiel drzewny który absorbuje sebum, odżywczy olej z awokado - zmiękcza skórę, nawilżająca gliceryna, czarny cukier oraz głęboko oczyszczające błoto marokańskie Rhasshoul, oraz wygładzające olejki z drzewa różanego i sandałowego sprawiły że wybór nie mógłby być inny ;)



Pasta peelingująca, ma za zadanie oczyścić buźkę z niedoskonałości, odświeżyć, jednocześnie nawilżając i kojąc. Dla mnie najważniejszym punktem jest oczywiście oczyszczenie i odświeżenie. Zwykle od produktów oczyszczających nie wymagam by mnie nawilżał - bo od tego używam innych kosmetyków. Pasty używałam na dwa sposoby ;) 
Pierwszy sposób to jako maska , nakładałam na oczyszczoną buźkę i sobie w niej chodziłam około 10 minut.
Drugi sposób to jako peeling.


 Produkt otrzymujemy w formie zbitej pasty, by zastosować kosmetyk nabieramy odrobinę na dłoń ( na umycie buźki wystarczy odrobina - dokładnie tyle ile pokazałam na poniższym zdjęciu ) dodajemy parę kropelek wody i mieszamy sobie na dłoni i powstaje nam mokra pasta ( coś na zasadzie glinek jak się je rozrabia ). Nakładamy na buźkę i albo robimy z niej maskę, albo peelingujemy ;) Możemy oczywiście zrobić lekki peeling i pozostawić na buźce na troszkę .
Jakie efekty otrzymałam stosując produkt ?
Buźka jest ładnie oczyszczona, gładka w dotyku, ogniska stają się mniej widoczne. 
Największą zmianę widzę na nosie - zaskórniki powoli zaczęły pakować walizki i się ode mnie wyprowadzać !! 
Buzia faktycznie jest nawilżona po zmyciu produktu.
Nie ma efektu ściągnięcia, i w sumie nie musiałabym używać żadnego kremu . 



Jeżeli jesteście posiadaczkami cery tłustej, mieszanej to myślę że jest to produkt idealny dla Was .
Moje oczekiwania względem kosmetyków do twarzy spełnia w 100 %.
Ale ma też minusy ;) 
Zwykle go nakładam stojąc sobie nad zlewem - i oczywiście myjące ręce , cały zlew woła o pomstę do nieba ;D 
No i data przydatności jest bardzo krótka ;)) Jak w przypadku większości ( każdych ? ) kosmetyków LUSH ;) 
Oczywiście troszkę śmieszkuję z tymi minusami , bo nie wpływa to na zadowolenie z Dark Angel ;)

Koniecznie dajcie znać co lubicie z LUSH-a ;)
Ja się dopiero z nim zaprzyjaźniam, więc chętnie dowiem się czego Wy używacie i jakie są Wasze odczucia ! ;) 
Ściskam ;*